Kategorie
Biblioteka

Tłumaczenie ma znaczenie

Czy to rzeczywiście wszystko jedno…
.. który to jest ptak?

Jedna z największych wojen światopoglądowych spotkała mnie w podstawówce, przy okazji omawiania jednej z moich ulubionych lektur. W tytułowym Tajemniczym ogrodzie Frances H. Burnett występuje sympatyczny ptak o czerwonym brzuszku. Książka wzbudzała we mnie ogrom pozytywnych emocji, bardzo polubiłam występującego tam rudzika.
Moja najlepsza przyjaciółka z ławki jednak (do prawdy nie wiem co w nią wstąpiło! Czy ona czytać nie umie!?) korygowała mnie, bo to przecież gil wskazał drogę małej Mary. Kłóciłysmy się zawzięcie i do dziś nie mogę zrozumieć czemu nasza polonistka nie wytłumaczyła nam, że jeden z tłumaczy popełnił błąd. Może nie chciała zachwiać dziecięcemu przekonaniu, że wszystko co jest zapisane w książce to prawda? A wystarczyło sięgnąć po oryginał – robin to jakby nie patrzeć rudzik i daleko temu słowu do bullfinch, które oznacza gila. Cóż… wiecie, że ludzie cały czas przepychają się o to w internetach? Dorośli ludzie. A żeby tego było mało – w polskim tłumaczeniu filmu Agnieszki Holland choć występuje rudzik, dzieci wołają za nim robin, to lektor lub napisy skwapliwie informują nas, że widzimy gila. Ornitolodzy płaczą, ludzie się kłócą wymachując swoimi wydaniami (serio), a ja tak sobie myślę, że tłumaczenie ma znaczenie większe niż nam się wydaje.

Bagins vs. Bagosz

Byłam osobą, która pierwszy raz sięgając po Władcę pierścieni Tolkiena poznała rubaszne hobbity mieszkające w Bagosznie, a wyobrażenie menelowatego Łazika absolutnie nie nadawało się na króla. Nie było tak źle (nie wiedziałam, że jest źle) i miałam niemały bulwers gdy okazało się w drugim tomie, że nagle postaci inaczej się nazywają! Co to za hobbit Mery?! Gdzie Łazik?! (Obieżyświat nie brzmiał już tak menelowato). Książka mimo moich obiekcji czytała się sprawniej, zdania jakoś tak łatwiej wchodziły do głowy. Myślałam, że to zasługa Tokiena, że w końcu wszystko ruszyło. A jednak nie, jednak to pan Łoziński wcześniej mi rzecz utrudnił. Czarna legenda tego tłumaczenia trwa, żeby jednak zakosztować kontrowersji trzeba się naszukać po bibliotekach – na rynku funkcjonuje już wersja po licznych (mimo sprzeciwu tłumacza) korektach.

Akwila Dokuczliwa vs. Tiffany Obolała

Świat Dysku darzyłam miłością wielką. Była jednak książka, której totalnie nie mogłam przeczytać mimo moich usilnych chęci i wewnętrznych nacisków by znać je wszystkie. Kapelusz pełen nieba to typowa historia o dorastaniu. Występuje tam młoda wiedźma i jej wspaniali towarzysze – małe skrzaty Fik Mig Figle Nac Mac Feegle. No właśnie… Nie byłam w stanie czytać tej książki, która wydawała mi się naiwną opowiastką na dobranoc dla dzieciuszków. Przyjazna, prosta, daleko jej było do humoru i ostrości głównego cyklu. Pomyślałam – no dobrze Terry, pewnie chciałeś dla dzieci napisać coś mniej ironicznego, muszę Ci to wybaczyć. Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka lat później w ręce wpadł mi znów ów Kapelusz i czytało się go równie wspaniale i ożywczo, zupełnie inaczej niż przed laty. To ja się zmieniłam? Ano nie – to zmienił się tłumacz. Wydawnictwo początkowo zleciło tłumaczenie dziecięcego cyklu Dorocie Malinowskiej-Grupińskiej i ona, zgodnie z założeniem, zrobiła z tego książkę dla dzieci. Po latach Piotr Cholewa (tłumacz twórczości Terry’ego Pratchetta na Polskę) zrobił z tego opowieść należącą do Świata. I nagle pociesznie nieporadne krzaty stały się pełnokrwistymi, wulgarnymi złodziejami, którymi zawsze były.

Wolanie vs. Fremeni

A zatem pan Jerzy Łoziński ponownie w natarciu. Tym razem rzecz o Najwspanialszym Cyklu Na Świecie Przeczytaj Pierwszy Tom Co Prędzej Bo W Grudniu Film. Kroniki Diuny Franka Herberta, bo o nich mowa, również mocno oberwały. Wypełnione nazwami własnymi właściwymi dla tego Fantastycznego Świata Czemu Jeszcze Nie Masz Pierwszego Tomu Pod Ręką W Celu Przeczytania?! oberwały z wolan, piaskali, cesarza i skrytobójki (w oryginale fremen, sandworm, emperor, hunter-seeker). Co zabawne – w przeciwieństwie do Władcy Pierścieni – w tym konkretnym przypadku pojawiła się korekta i to autorstwa samego pana tłumacza ukrytego pod pseudonimem Ładysław Jerzyński. I wiecie, że nawet on poprawił tych nieszczęsnych wolan na fremenów? A jednak, kilka dni temu mocno do tego wpisu zainspirowało mnie omówienie zdjęć z planu filmowego Diuny, w którym jeden z komentatorów opowiadał o wolanach. Komentarze wypełniły się fremenami, ale nie sądzę, żeby przekonały osobę znającą przekład Łozińskiego. W końcu było to pierwsze tłumaczenie z jakim się zetknął, a to zobowiązuje. Zupełnie jak ten nieszczęsny gil.

Zamiast zakończenia

O ile nie drażnią mnie Bagosze, o tyle kwestia ptactwa czy nazw własnych w świecie Diuny robi mi straszliwie. Trochę współczuję tłumaczom i tym bardziej szanuję ich pracę, choć przez wielu (w tym przez niektóre szkolne polonistki) nie jest doceniana czy w ogóle zauważana! Podejrzewam, że pan Łoziński chciał jak najlepiej oddać ducha, którego sam zrozumiał z oryginału, zaś pani Malinowska-Grupińska po prostu „napisała” książkę dla dzieci. Ale zbierając te przykłady tym bardziej zrozumiałam, że warto sięgać po oryginały. Warto znać języki, choćby po to, by nie prowadzić sporów ornitologicznych na forach filmowych.

Autor: Alicja

Mój typ osobowości to Działacz czyli ENFP (ekstrawertyk, intuicyjny, uczuciowy, obserwujący). Tak długo nie wiedziałam o czym pisać, że będę pisać o wszystkim :) Z zawodu muzyczka i nauczycielka (ach te feminatywy!), w domu amatorka kulinariów i czytatorka miliona poradników. Uwielbiam grzebać sobie i innym w głowach, dla relaksu konsumuję popkulturę.

3 odpowiedzi na “Tłumaczenie ma znaczenie”

To była najdziwniejsza rozmowa mojego dorosłego życia i już w połowie miałam wrażenie, że panna wkręca mnie po całości. Bo to były opowieści na okoliczność, że w filmie animowanym „Angry Birds” kolory ptaków są nieprzypadkowo jak kolory flagi niemieckiej i jeszcze te nawiązania do pedofilii … Dokuczliwa była niby lepsza, bo w zupełnie innym stylu i podobnież oryginał jest właśnie bajką dla dzieci tylko pan Cholewa tego nie zauważył… także czułam się wkręcana i zastanawiałam się, gdzie u licha jest ukryta kamera….

Polubienie

Dodaj komentarz